Czy można sprzedać państwo po kawałku – zaczynając od ziemi pod strategiczną inwestycję narodową? Afera gruntowa wokół CPK pokazuje coś więcej niż tylko podejrzaną transakcję. Pokazuje, jak kruszeje zaufanie obywateli do instytucji, które miały działać w ich imieniu.
Co się stało naprawdę?
Sprzedaż działki o powierzchni ok. 160 hektarów w miejscowości Zabłotnia pod Warszawą – terenu, który miał wejść w skład inwestycji Centralnego Portu Komunikacyjnego – stała się początkiem jednej z największych polityczno-gospodarczych afer ostatnich miesięcy.
Działka należała do zasobu państwowego zarządzanego przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (KOWR).
1 grudnia 2023 roku została sprzedana prywatnemu nabywcy — wiceprezesowi spółki Dawtona, znanej z przetwórstwa warzyw. Cena: 22,8 miliona złotych.
Z pozoru wszystko zgodnie z prawem.
Ale właśnie wtedy spółka CPK wskazała ten teren jako kluczowy dla budowy infrastruktury kolejowej i logistycznej.
Decyzja o sprzedaży zapadła mimo informacji o strategicznym znaczeniu działki — i to budzi dziś największe kontrowersje.
Afera, która uderza w serce idei państwa
Po ujawnieniu transakcji wybuchła polityczna burza.
Dwóch prominentnych polityków PiS – Robert Telus, były minister rolnictwa, oraz Rafał Romanowski, jego zastępca – zostało zawieszonych w prawach członka partii.
Prokuratura wszczęła śledztwo, badając, czy doszło do nadużycia uprawnień przez urzędników KOWR oraz czy ktoś czerpał z tego korzyści majątkowe.
Redakcja Radio DTR zauważa, że sprawa ma wymiar głębszy niż polityczny. To pytanie o sposób zarządzania mieniem publicznym, o przejrzystość decyzji i o to, czy instytucje państwowe faktycznie działają w interesie obywateli, a nie w logice politycznej lub biznesowej wymiany.
Ziemia jako waluta władzy
Dla mieszkańców wsi i małych gmin ziemia to nie tylko majątek — to symbol bezpieczeństwa, tożsamości i ciągłości.
Kiedy państwo sprzedaje strategiczne grunty w atmosferze pośpiechu i niejasności, to sygnał, że nawet podstawowe zasoby publiczne mogą stać się elementem gry.
Komentarz redakcyjny:
Decyzje o obrocie ziemią państwową zawsze budzą emocje, ale w tym przypadku budzą też pytanie, czy państwo nie działało przeciwko sobie. Jeśli teren niezbędny do realizacji inwestycji narodowej trafia w prywatne ręce, oznacza to, że ktoś w systemie nadzoru przestał pełnić swoją funkcję.
Czy CPK stał się polem gry o miliardy?
Centralny Port Komunikacyjny, przedstawiany przez poprzedni rząd jako projekt stulecia, z założenia miał łączyć interes publiczny, gospodarczy i społeczny.
Tymczasem już od miesięcy w regionie planowanej inwestycji mówi się o spekulacjach gruntowych, zakupach działek przez pośredników i wzroście cen, który wyprzedza realne decyzje administracyjne.
Zjawisko to nie jest nowe – w Polsce każda duża inwestycja infrastrukturalna przyciąga grupy, które liczą na szybki zysk z obrotu ziemią. Ale w tym przypadku w grę wchodzi teren o znaczeniu strategicznym, z którego państwo mogło utracić kontrolę jeszcze przed rozpoczęciem budowy.
Gdzie kończy się interes publiczny?
To pytanie wraca w każdej debacie o CPK.
Bo jeśli grunty pod inwestycję przechodzą w ręce prywatne tuż przed formalnym rozpoczęciem realizacji, trudno mówić o nadzorze państwa nad jego własnymi projektami.
Sprawa Zabłotni może być symbolem tego, jak brak koordynacji między instytucjami publicznymi otwiera przestrzeń do nadużyć, a w najlepszym wypadku – do chaosu.
Komentarz redakcyjny:
W państwie prawa nie wystarczy działać zgodnie z literą przepisów. Trzeba też rozumieć ich sens. A sens ten jest prosty – chronić dobro wspólne, zanim stanie się towarem na rynku.
Afera gruntowa to dopiero początek
Projekt CPK i tak wzbudzał emocje – od kwestii kosztów po pytania o jego realność.
Afera gruntowa przenosi dyskusję z poziomu „czy warto budować” na poziom „kto na tym budowaniu zarabia”.
I to właśnie tu zaczyna się najpoważniejsza refleksja: jeśli państwo traci kontrolę nad własnym gruntem, to czy nie traci także moralnego prawa do nazywania inwestycji „narodową”?



