Nasza strona internetowa używa plików cookie, aby ulepszyć i spersonalizować Twoje doświadczenia oraz wyświetlać reklamy (jeśli takie istnieją). Nasza strona internetowa może również zawierać pliki cookie od stron trzecich, takich jak Google Adsense, Google Analytics, Youtube. Korzystając ze strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności. Kliknij przycisk, aby sprawdzić naszą Politykę prywatności.

Player z reklamą – Radio DTR

Kulisy władzy i cień Pegasusa

Pegasus i pisowska konta wobec tuska

Kulisy władzy i cień Pegasusa

Polska polityka od lat przypomina teatr, w którym kulisy są ciekawsze niż scena. Najnowszy akt tego spektaklu to nagrania Romana Giertycha z 2019 roku, w których rozmawia z Donaldem Tuskiem o strategii wyborczej, rzucając przy tym kąśliwe uwagi o wyborcach. Sprawa, choć dotyczy przeszłości, dziś rozpala emocje, bo stawia pytanie: czy Prawo i Sprawiedliwość, będąc już poza rządem, ma prawo wykorzystywać rozmowy pozyskane za pomocą Pegasusa, gdy to ono kontrolowało służby? Odpowiedź jest jednoznaczna – i nie pozostawia złudzeń co do etyki tej gry.

W 2019 roku, gdy PiS sprawował władzę, polskie służby – według ustaleń Citizen Lab – użyły oprogramowania Pegasus do inwigilacji Romana Giertycha, prawnika reprezentującego kluczowe figury opozycji, w tym Donalda Tuska. Pegasus, narzędzie stworzone do walki z terroryzmem, pozwala na totalną kontrolę nad urządzeniem: od podsłuchu rozmów po dostęp do maili, zdjęć i lokalizacji. Telefon Giertycha miał być zhakowany 18 razy, głównie przed wyborami parlamentarnymi, gdy był zaangażowany w sprawę „Dwóch Wież” Jarosława Kaczyńskiego i reprezentował Radosława Sikorskiego w aferze taśmowej. To nie przypadek – Giertych był wtedy politycznym wrogiem numer jeden dla obozu władzy.

Dziś, gdy PiS jest w opozycji, nagrania z tamtego okresu wypłynęły w mediach sprzyjających partii. W sieci krążą spekulacje, że kopie tych taśm mogły trafić w ręce osób powiązanych z PiS, mimo że powinny zostać zniszczone po zakończeniu operacji. Pytanie brzmi: czy partia, która nie sprawuje już władzy, ma prawo korzystać z takich materiałów? Z perspektywy prawnej odpowiedź jest prosta: nie.

Polskie prawo, w tym Kodeks postępowania karnego (art. 237–242 KPK), jasno reguluje kontrolę operacyjną, taką jak podsłuchy. Wymaga ona zgody sądu i Prokuratora Generalnego, a uzyskane materiały mogą być użyte tylko w ściśle określonych celach, np. do ścigania przestępstw. Jeśli Pegasus był używany wobec Giertycha wbrew tym zasadom – a brak dowodów, by inwigilacja miała podstawę w poważnych zarzutach kryminalnych – to już samo pozyskanie nagrań było nielegalne. Co więcej, ujawnianie lub wykorzystywanie takich materiałów przez osoby prywatne czy partie polityczne, zwłaszcza po zakończeniu postępowania, stanowi przestępstwo naruszenia tajemnicy korespondencji (art. 267 KK) i może podlegać karze do 2 lat pozbawienia wolności.

Sąd Najwyższy w 2019 roku podkreślił, że dane z nielegalnych podsłuchów nie mogą być dowodami w postępowaniu, a Trybunał Konstytucyjny w 2005 roku uznał, że służby muszą przestrzegać standardów prywatności. Publikacja nagrań Giertycha przez media związane z PiS, jeśli pochodziły z Pegasusa, jest więc nie tylko nieetyczna, ale i niezgodna z prawem. To, że PiS rządził, gdy nagrania powstawały, nie daje partii immunitetu na ich wykorzystywanie po utracie władzy. Wręcz przeciwnie – rodzi to pytania o to, jak wrażliwe dane mogły wyciec i kto miał do nich dostęp.

Sprawa Pegasusa to nie tylko problem Giertycha. Inwigilowani byli także senator Krzysztof Brejza i prokurator Ewa Wrzosek, a skala podsłuchów za rządów PiS – według Fundacji Panoptykon – była rekordowa, z 1,79 mln wniosków o dane telekomunikacyjne w 2022 roku. To pokazuje, jak łatwo władza może nadużywać narzędzi inwigilacji, a później wykorzystywać je w politycznej walce. Giertych, bagatelizując aferę na X, próbuje odebrać jej wiatr z żagli, ale sprawa jest poważna. Nie chodzi tylko o jego słowa, lecz o to, że państwo, które powinno chronić obywateli, używało cyberbroni przeciwko nim.

Porównanie z przeszłością nasuwa się samo. Gdy Mateusz Morawiecki mówił o „misce ryżu”, oburzenie było chwilowe, bo PiS miał wtedy pełnię władzy i lojalny elektorat. Giertych wpada w pułapkę w trudniejszym momencie, gdy koalicja rządząca zmaga się z wewnętrznymi konfliktami i porażką w wyborach prezydenckich. Ale kluczowa różnica tkwi w naturze afery: słowa Morawieckiego były gafą, a sprawa Pegasusa to dowód na systemowe nadużycia.

Czy wyborcy zareagują? Polacy, zmęczeni skandalami, często wzruszają ramionami na kolejne rewelacje. „Wszyscy tacy sami” – to refren, który słychać w rozmowach. Ale Pegasus to nie zwykła afera. To przypomnienie, że demokracja wymaga czujności, a władza – nawet ta już obalona – może zostawiać po sobie toksyczne dziedzictwo. Czy PiS zapłaci za to polityczną cenę? To zależy od nas – i od tego, czy przy urnach przypomnimy sobie, że prywatność to nie luksus, lecz prawo.

Autor Rafał Chwaliński

By Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane