Czy urząd sołtysa daje prawo do publicznego piętnowania, oskarżeń i insynuacji wobec mediów oraz mieszkańców? W Jarach, małej wsi pod Obornikami Śląskimi, coraz więcej osób zadaje to pytanie po kolejnych emocjonalnych wpisach sołtys Beaty Trumpiel.
Gdzie kończy się obrona, a zaczyna atak?
Ostatnie wpisy pani sołtys w mediach społecznościowych przypominają raczej kampanię niż komunikaty lokalnego lidera. Słowa o „zastraszaniu”, „nękaniu” i „zagrożeniu życia” są przeplatane oskarżeniami wobec mieszkańców i mediów. Padają nazwy redakcji, nazwiska dziennikarzy, a nawet sugestie o „dronach latających nad podwórkiem”.
W rzeczywistości coraz wyraźniej widać, że zamiast wyciszać emocje po nocnym incydencie z 23 października, pani sołtys eskaluje napięcie, budując narrację o rzekomym zagrożeniu i wskazując winnych.
Publiczne oskarżenia wobec dziennikarzy
W jednym z najnowszych postów pani Trumpiel napisała wprost:
„Zaraz nasz wierny obserwator z ukrycia radio DTR napisze ‘rzetelny’ artykuł.”
To zdanie, pozornie ironiczne, ma bardzo poważny wydźwięk. Publiczne wskazywanie redakcji i nazwiska dziennikarza w kontekście „zagrożenia” może być odebrane jako próba zastraszenia i budowania nienawiści wobec mediów.
Trudno to uznać za przypadek, biorąc pod uwagę wcześniejsze emocjonalne wpisy, w których pani sołtys oskarżała mieszkańców o „atakowanie jej dzieci” i „organizowanie grup przeciwko sołtysowi”.
Policjant, który odważył się mówić
W czasach, gdy wielu milczy z obawy przed przełożonymi, jego gest ma szczególną wagę.
Sierżant sztabowy Krzysztof Dorosz, funkcjonariusz Komisariatu Policji w Obornikach Śląskich, zdecydował się publicznie zabrać głos w sprawie, której sam był świadkiem.
Zrobił to w dniu wolnym od służby, w pełni świadom, że jego słowa mogą nie spodobać się przełożonym.
„Pani sołtys, ja nie dam się zastraszyć jak pozostali mieszkańcy Jar” – napisał w komentarzu, który odbił się szerokim echem.
To nie była emocjonalna reakcja. To akt odwagi, sprzeciw wobec prób uciszania i zastraszania – również tych, które uderzają w ludzi wykonujących swoje obowiązki służbowe.
Choć policjant ma obowiązek zachować powściągliwość w sprawach publicznych, ma też – jak każdy obywatel – prawo do obrony swojego imienia, godności i prawdy.
Co się dzieje w Jarach?
Spór, który początkowo dotyczył lokalnych konfliktów i napięć sąsiedzkich, urósł do wymiaru społecznego.
Zamiast rozwiązywać problemy, rozmowy przeniosły się do internetu, gdzie emocje stały się ważniejsze niż fakty.
Niepokoi jednak coś innego — używanie przez osobę pełniącą funkcję publiczną mediów społecznościowych jako narzędzia walki z krytyką i mediami.
To nie tylko kwestia etyki, ale i odpowiedzialności. Sołtys jest wybierany po to, by łączyć ludzi, nie by ich dzielić.
Pytania bez odpowiedzi
Czy publiczne oskarżenia wobec mieszkańców i mediów można uznać za formę nadużycia funkcji?
Czy budowanie atmosfery zagrożenia i nieufności nie szkodzi całej wspólnocie?
I wreszcie — jak długo lokalna władza będzie walczyć z mediami zamiast z problemami, które naprawdę dotyczą wsi?
Refleksja na koniec
Odważna postawa policjanta to sygnał, że nie wszyscy boją się mówić prawdę.
Bo choć władza może próbować wpływać na emocje, zastraszać czy kreować własną wersję rzeczywistości — prawda zawsze znajdzie głos.
Czasem przez dziennikarza, czasem przez mieszkańca, a czasem – jak tym razem – przez człowieka w mundurze.
Autor: Rafał Chwaliński
📍 Źródło: wypowiedzi publiczne z Facebooka, oświadczenie funkcjonariusza policji, obserwacje mieszkańców





