Biogazownie – szansa czy zagrożenie? Choć Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie ukrywa, że rozwój instalacji biogazowych to jeden z priorytetów, to inwestycje te niemal wszędzie wywołują protesty. Czy rzeczywiście jest się czego bać? Eksperci i dane pokazują, że wiele obaw wynika raczej z braku wiedzy niż realnych zagrożeń.
– Nie znam ani jednej biogazowni, której budowa nie wzbudziłaby protestów – przyznaje Andrzej Sobolak, prezes Stowarzyszenia Biorecykling. W Polsce działa około 200 instalacji – i tyle samo sporów społecznych.
Tymczasem, jak podkreśla wiceminister klimatu Miłosz Motyka, skutecznym sposobem na pogodzenie interesów gmin i mieszkańców jest… edukacja. – Często brak akceptacji lokalnej społeczności wynika z braku wiedzy na temat tego, jak funkcjonują biogazownie – mówi. Resort nie planuje zmiany przepisów, ale stawia na dialog.
Biogazownie są dziś symbolem „niechcianych inwestycji” – podobnie jak spalarni śmieci kilka lat temu. Różnica jest jednak skali: tych drugich miało powstać kilkanaście, biogazowni – ponad tysiąc.
Mity, które trzeba obalić
Mit pierwszy: biogazownia śmierdzi. – Nie! – odpowiada wprost prof. Jacek Dach z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Proces fermentacji przebiega w zamkniętych, szczelnych zbiornikach. Dobrze zaprojektowana biogazownia nie emituje odoru – wręcz przeciwnie, może go redukować w otoczeniu gospodarstw.
Mit drugi: biogazownia wybucha. – Instalacje mają systemy czujników, zaworów i spalania nadmiaru gazu. Ryzyko jest mniejsze niż w przypadku stacji LPG.
Mit trzeci: obniża wartość nieruchomości. Badania tego nie potwierdzają. W Niemczech, gdzie działa ponad 9 tys. biogazowni, sąsiedztwo takich instalacji nie wpływa negatywnie na rynek mieszkaniowy. W Polsce także – jeśli instalacja jest sprawna i nieuciążliwa.
Mit czwarty: szczury i muchy. – Obowiązkowa deratyzacja, zamknięty system dostarczania odpadów, silosy i kontenery sprawiają, że instalacje są czystsze niż tradycyjne gospodarstwa.
Co może zrobić gmina?
Eksperci i praktycy rekomendują gminom, by działały prewencyjnie: organizowały spotkania informacyjne, pokazywały przykłady działających instalacji, włączały mieszkańców w konsultacje. Można też zorganizować wyjazdy studyjne do już funkcjonujących biogazowni.
– Trzeba stworzyć dla samorządów konkretne instrukcje: jak prowadzić rozmowy z mieszkańcami, jakie procedury obowiązują, co jest możliwe, a co nie – przekonuje Andrzej Sobolak.
Edukacja zamiast konfliktu
Kluczem jest jawność, rzetelność i dialog. – Jeśli mieszkańcy otrzymają dokładne informacje i będą mogli zabrać głos, szansa na konflikt maleje – podkreśla Motyka.
Biogazownie mogą nie tylko zasilić lokalne sieci energetyczne, ale też dać impuls rozwojowy: wpływy z podatków, miejsca pracy, tańsze ogrzewanie dla szkół, domów kultury czy firm.
Podsumowanie
Zamiast powtarzać mity – warto rozmawiać. Bo gdy opadną emocje, biogazownia może się okazać… bardzo dobrym sąsiadem.
Źródło: Ministerstwo Klimatu i Środowiska, wypowiedzi prof. Jacka Dacha i Andrzeja Sobolaka, dokumenty rządowe i analizy branżowe.