Głos mieszkańców kontra MGOPS. Procedury wygrywają z człowiekiem?
Czy osoby korzystające z pomocy społecznej mogą dziś liczyć na empatię i zrozumienie ze strony urzędników? Najnowsza sprawa, którą zgłoszono do naszej redakcji, pokazuje, że zderzenie oczekiwań mieszkańców z urzędniczą codziennością może być bolesne. Jedna z mieszkanek gminy zdecydowała się złożyć formalną skargę na zachowanie pracownika socjalnego podczas wizyty środowiskowej – opisała szczegółowo swoje doświadczenia, wskazując na poczucie braku szacunku, przesadny formalizm, a nawet – jak twierdzi – naruszenie prywatności.
Jak zareagował urząd? Szybko i jednoznacznie: skarga została uznana za niezasadną. W odpowiedzi przekazano, że wszystkie działania podczas wizyty socjalnej były zgodne z procedurami, a zbieranie informacji o dochodach, majątku i sytuacji rodzinnej to niezbędny element systemu wsparcia. Urzędnicy tłumaczą się przepisami ustawy o pomocy społecznej i podkreślają, że dane osobowe są przetwarzane zgodnie z RODO, w interesie publicznym. Nie znaleziono podstaw do uznania, że doszło do naruszenia ochrony danych – zdaniem ośrodka wszystkie pytania i czynności służyły wyłącznie diagnozie sytuacji rodziny.
Co czuje mieszkaniec, gdy jego szczegółowo opisana, emocjonalna skarga zostaje sprowadzona do kilku paragrafów i lakonicznego urzędowego stwierdzenia? W lokalnej społeczności coraz częściej pojawia się przekonanie, że procedury i przepisy wygrywają tu z człowiekiem. Wielu mieszkańców przyznaje, że czuje się „numerem w systemie”, a sygnalizowanie zastrzeżeń jest odbierane nie jak troska o standardy, ale jak atak na urzędniczy autorytet. Z jednej strony mamy literę prawa, z drugiej – codzienność, która nie zawsze nadąża za ludzkimi potrzebami.
Tymczasem na gminnych wydarzeniach znów pojawia się mobilny urząd – stanowiska, ulotki, opaski dla seniorów, a wszystko to utrwalone na zdjęciach. Te akcje mają budować dobry PR władz i MGOPS. Pytanie, które wciąż nie pada oficjalnie, brzmi: ile osób naprawdę pracuje w MGOPS i ilu pracowników socjalnych regularnie działa w terenie? Ile rodzin tygodniowo odwiedzają, ilu mieszkańcom realnie pomagają, jak wygląda codzienna kontrola przyznanej pomocy poza urzędowym biurkiem?
Wiceburmistrz i pracownicy MGOPS – zdaniem wielu osób – konsekwentnie realizują zasadę: „Psy szczekają, karawana idzie dalej”. Każda krytyka odbijana jest PR-ową tarczą, a „mobilny urząd” nie rozwiązuje problemów, które rozgrywają się w domach osób potrzebujących. Ładne zdjęcia i hasła nie zastąpią konkretów.
Wizerunek to nie wszystko. Ludzie wciąż mają prawo pytać: kto naprawdę zajmuje się pomocą społeczną, kto odwiedza potrzebujących i czy urzędnik jest tylko do podpisu, czy też do realnej pracy z człowiekiem?
To nie jest odosobniony przypadek – coraz częściej słychać głosy o formalizmie i zamknięciu instytucji na dialog. Pomoc społeczna powinna być czymś więcej niż urzędową procedurą. To także kontakt z człowiekiem, który często przychodzi po wsparcie z własnym lękiem, wstydem i życiowym kryzysem.
Redakcja przygląda się tej sprawie i czeka na kolejne sygnały. Jeśli masz własne doświadczenia z systemem pomocy społecznej, jeśli uważasz, że procedury przesłaniają ludzkie potrzeby – napisz do nas lub zabierz głos w komentarzu. Tylko wspólna, otwarta rozmowa może sprawić, że instytucje wyjdą z biurokratycznej bańki i zaczną służyć mieszkańcom naprawdę.
Autor: Rafał Chwaliński

