1 maja to w Polsce nie tylko Święto Pracy. To także dzień, w którym nasze państwo — z całym bagażem doświadczeń XX wieku — dołączyło do wspólnoty narodów zwanej Unią Europejską. W 2004 roku staliśmy się częścią projektu, który obiecywał pokój, współpracę i rozwój. Dziś, z perspektywy lat, warto zapytać: co wtedy naprawdę czuliśmy?
Pamiętam ten dzień jak przez mgłę — ale mgłę rozświetloną przez „Odę do radości”, którą emitowano w radiu, telewizji, na ulicach, w szkołach. To nie była tylko melodia – to była metafora wejścia do świata wolności, świata z którego tak długo byliśmy odcięci. Granice przestały być murami. A my? Czuliśmy się, jakbyśmy znów mogli oddychać.
Polska była wtedy krajem na dorobku – dosłownie i w przenośni. Po transformacji ustrojowej zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę kapitalizmu. Nowe elity polityczne, świeżo wyłonione z kręgów dawnej opozycji i Solidarności, próbowały sterować statkiem, którego steru nikt wcześniej w naszych realiach nie trzymał. Nie wstydzili się przyznać, że uczą się wszystkiego od podstaw. Jacek Kuroń powiedział kiedyś w wywiadzie, że nie wiedzieli, jak prowadzić kraj – ale wiedzieli, że muszą próbować.
I my, jako społeczeństwo, też próbowaliśmy. Jedni zostali w kraju i budowali biznesy, drudzy wyjechali — z nadzieją, że uda im się zmienić życie. Europa przyciągała jak magnes: pracą, wolnością, nową perspektywą. A Polska — choć nadal biedna, poraniona i niepewna — zaczęła się zmieniać. Może nie od razu była „zieloną wyspą”, ale była krajem, który zaczął mówić innym językiem – językiem nadziei.
Dziś, po dwóch dekadach w Unii, trudno nie czuć pewnej goryczy. Polityczne spory, zmęczenie narracją o Zachodzie, podziały między miastem a wsią, między tymi, którzy skorzystali, a tymi, którzy wciąż czekają. Ale nie zmienia to faktu, że tamten 1 maja był czymś wielkim. Był symbolicznym końcem izolacji i początkiem nowego rozdziału, w którym Polacy – przynajmniej przez chwilę – poczuli się obywatelami świata.
Może warto dziś, znów 1 maja, zatrzymać się na moment. Przypomnieć sobie tę atmosferę: tę nadzieję, ten entuzjazm, tę chwilę wspólnoty. Bo jeśli coś naprawdę wtedy zyskaliśmy, to nie tylko prawo do pracy w Irlandii czy fundusze na drogi. Zyskaliśmy coś znacznie ważniejszego — poczucie, że możemy być częścią czegoś większego, nie tracąc siebie.
Autor: Rafał Chwaliński