Likwidacja największych sadów na Dolnym Śląsku: 150 hektarów pod toporem
W ostatnich dniach trafiła do mediów informacja o likwidacji jednych z największych sadów na Dolnym Śląsku. Sady-Trzebnica Spółka z o.o., mające korzenie sięgające lat 50. XX wieku, podjęły decyzję o zakończeniu produkcji na obszarze 150 hektarów, obejmujących jabłonie, grusze, śliwy, czereśnie, a także krzewy porzeczki i aronii. Dyrektor Jerzy Ciołkowski tłumaczy, że ta trudna decyzja została podjęta po trzech latach ciągłego dokładania do produkcji.
Źródło: Tygodnik Rolniczy: „Od 3 lat dokładamy do produkcji.”
Historia spółki Sady-Trzebnica Spółka z o.o. sięga roku 1992, kiedy to powstała jako spółka pracownicza. Przez trzydzieści lat była obecna zarówno na rynkach krajowych, jak i międzynarodowych. Posiadająca łącznie 300 hektarów, z czego 120 hektarów przeznaczone jest na uprawę owoców, spółka specjalizuje się głównie w produkcji owoców ziarnkowych, takich jak jabłka i gruszki, dostarczając swoje produkty do sieci handlowych.
Jednakże, zgodnie z informacjami udostępnionymi przez dyrektora Ciołkowskiego, rosnące koszty produkcji stały się nie do udźwignięcia dla przedsiębiorstwa. Mimo wysokich nakładów na przechowywanie owoców, zwłaszcza w komorach chłodniczych, spółka nie jest w stanie utrzymać opłacalności produkcji. Obecne ceny skupu utrzymują się na poziomie sprzed kilku lat, podczas gdy koszty utrzymania i produkcji drastycznie wzrosły.
Dyrektor Ciołkowski wyjaśnia, że jednym z kluczowych czynników decydujących o likwidacji sadów był wzrost cen prądu, który wpłynął negatywnie na przechowywanie jabłek. W tym roku spółka zdecydowała się na wykorzystanie owoców do celów przemysłowych zamiast ich przechowywania.
Zbieranie owoców w Sadach Trzebnickich, według dyrektora, wymagało około 100 pracowników dziennie, co stało się dodatkowym problemem. Brak dostępu do odpowiedniej liczby pracowników, pomimo oferowania coraz wyższych płac, skłonił spółkę do rozważenia alternatywnych upraw. W rezultacie zamiast sadów, na terenie likwidowanych plantacji pojawią się uprawy polowe, głównie zboża i rzepaku, wymagające znacznie mniejszej liczby pracowników.
Ostatecznie, dyrektor Ciołkowski obwinia rząd PiS za obecne trudności spółki. Jego zdaniem, brak działań mających na celu poprawę pozycji sadowników w łańcuchu żywnościowym oraz brak gwarancji sprzedaży płodów rolnych po cenach wyższych niż koszty produkcji są kluczowymi czynnikami, które doprowadziły do likwidacji jednego z największych sadów w Polsce.
To nie tylko koniec jednej z najważniejszych firm w branży sadowniczej na Dolnym Śląsku, ale również sygnał ostrzegawczy dla całego sektora rolniczego. Trudności ekonomiczne i brak perspektyw opłacalności mogą zmusić kolejne przedsiębiorstwa do trudnych decyzji, co stawia pod znakiem zapytania przyszłość produkcji owoców w Polsce.
Autor Redakcja