Elfyn Evans zmierza po swoje pierwsze zwycięstwo w legendarnym Safari Rally w Kenii. Po brutalnym sobotnim etapie walijczyk objął prowadzenie z imponującą przewagą 1 minuty i 57,4 sekundy nad drugim Ottem Tänakiem.
Sobota okazała się istnym testem przetrwania. Kierowcy musieli mierzyć się z pełnym wachlarzem kenijskich ekstremów – od suchego pyłu po błotniste odcinki spowodowane nagłymi opadami. Evans, mimo przygody z uszkodzoną oponą, pokazał klasę już na porannym odcinku Sleeping Warrior, powiększając przewagę nad zespołowym kolegą – Kalle Rovanperą.
Fin nie miał jednak szczęścia. Najpierw przebił prawą przednią oponę, a chwilę później lewą, co kosztowało go łącznie ponad 1,5 minuty. Po południu pogoda pogorszyła się jeszcze bardziej, a kolejna awaria – tym razem tylnego zawieszenia – zmusiła go do prowizorycznej naprawy przy drodze. Straty Rovanpery sięgnęły aż pięciu minut, co zepchnęło go na piąte miejsce w klasyfikacji generalnej.
Evans jednak nie może spać spokojnie. Jego Toyota GR Yaris Rally1 również odniosła obrażenia – uszkodzony przód auta w ostatnim sobotnim oesie przypomniał, że Safari potrafi być bezlitosne.
– To prawdziwe Safari. Dwa razy więcej przewagi niż zwykle oznaczałoby niemal pewne zwycięstwo – ale nie tutaj. Trzeba kalkulować ryzyko. Musimy dobrze pojechać jutro i zobaczyć, co uda się wywalczyć – mówił Evans.
Za jego plecami także nie brakowało emocji. Tänak, mimo problemów z oponą i zaparowaną szybą, utrzymał drugą pozycję, z bezpieczną przewagą nad trzecim Thierrym Neuvillem. Belg miał równie ciężki dzień – dwie przebite opony, zaparowana szyba i szwankujący silnik utrudniły mu jazdę.
Takamoto Katsuta, który walczył z trzema przebiciami i… własnym zdrowiem, zdołał wygrać dwa odcinki specjalne.
W WRC2 doszło do zmiany lidera – Gus Greensmith wyprzedził Jana Solansa na ostatnim oesie, a obaj dzieli jedynie 5,8 sekundy przed niedzielnym finałem.
Niedziela to pięć ostatnich prób o łącznej długości prawie 66 kilometrów – na Safari wszystko może się jeszcze zdarzyć.