Gmina, Wójt i Pleban – czy od XVI wieku coś się zmieniło?

publiczne pieniadza a prywata

Współczesna Polska, podobnie jak ta z XVI wieku, to kraj, w którym władza lokalna często bardziej przypomina prywatny folwark niż instytucję służącą mieszkańcom. Wystarczy spojrzeć na gminy, gdzie rządzą wójtowie i ich wierni współpracownicy – ludzie, którzy latami obsadzają stanowiska, rozdzielają przetargi i podejmują decyzje korzystne głównie dla siebie i swoich bliskich. Czy to satyra Mikołaja Reja, czy może jednak rzeczywistość XXI wieku?

Zasada Petera – im wyżej, tym gorzej

Laurence J. Peter w swojej teorii zarządzania wykazał, że w każdej hierarchii ludzie awansują do poziomu własnej niekompetencji. Czy nie jest to widoczne w samorządach? Ilu wójtów, burmistrzów czy urzędników faktycznie zarządza, a ilu po prostu siedzi na stołkach, bo są „od lat w układzie”? W lokalnych gminach powstają swoiste dynastie – po wójcie przychodzi jego zastępca, a po nim kolejne znajome twarze. Nieważne kompetencje, ważne, że „swój człowiek”.

Pleban i układy, czyli pieniądze nie śmierdzą

Podobnie jak w epoce Reja, duchowni wciąż pozostają istotnym elementem lokalnych układów. Kościół, zamiast być strażnikiem moralności, często staje się cichym sojusznikiem wójtów i lokalnych działaczy. Remont plebanii z budżetu gminy? Nowa droga do parafii zamiast do domów zwykłych mieszkańców? To codzienność w niejednej gminie. A wszystko pod płaszczykiem „współpracy na rzecz społeczności”.

Układy, przetargi i ciche porozumienia

Historia zna wiele przypadków, gdy gmina zlecała prace firmie „z polecenia” – bez przetargu, bez sprawdzenia kompetencji, ale za to „z wdzięczności”. Tak działała administracja w czasach feudalnych i tak działa dziś, choć teraz nazywa się to „optymalizacją procesów zamówień publicznych”.

Przypomnijmy sobie klasyczne rozmowy w stylu: „On zrobi to taniej” – ale nie dodaje się, że tańsze usługi oznaczają fuszerkę, a sama firma należy do kuzyna radnego. Mieszkańcy mogą protestować, mogą składać pisma i skargi, ale finalnie i tak decyzja zapadnie tam, gdzie zawsze – w wąskim gronie dobrze znających się ludzi.

Byle do emerytury

Problemem nie jest tylko układ, ale też brak kompetencji. Ilu wójtów podejmuje decyzje, których nie rozumie? Ilu dyrektorów urzędów nie jest w stanie zarządzać nowoczesnymi procesami, ale dobrze czują się na stanowisku, bo „zawsze tak było”? Awansowani są ludzie, którzy dobrze wpisują się w schemat: lojalność ponad umiejętności. Skutki? Urzędy funkcjonują w tempie epoki papierowej, a mieszkańcy czekają latami na decyzje, które w normalnych warunkach mogłyby zapaść w tydzień.

Co dalej?

Czy jesteśmy skazani na powtarzanie schematów sprzed wieków? Niekoniecznie. Ale dopóki mieszkańcy nie zaczną patrzeć na ręce swoim włodarzom, dopóki nie zaczną pytać „Dlaczego tak jest?”, dopóty gminy pozostaną w rękach ludzi, dla których ważniejsza jest własna korzyść niż dobro wspólne.

Historia się powtarza – czy odważymy się ją przerwać?

Autor Rafał Chwaliński

  • „wójt’ w tekście jest synonimem burmistrza, starosty, sołtysa i innych urzędników

Tekst inspirowany „Krótka rozprawa między trzema osobami, Panem, Wójtem, a Plebanem” Mikołaja Reja z 1543 roku.

By Redakcja

Reader Revenue CAow09u3DA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane posty