Młodzież zawsze miała swoje „patrole”. Jedni bawili się w straż pożarną, inni w harcerzy, jeszcze inni w „porządkowych” osiedla. Różnica jest taka, że dzisiaj zamiast gwizdka i czapki wystarczy telefon z kamerą, żółta kamizelka i hasztag w internecie. Tak właśnie narodził się „Szon patrol” – niby zabawna moda, a w gruncie rzeczy kolejna odsłona starego zjawiska: piętnowania i ostracyzmu.
Warto spojrzeć na to z boku. Ci młodzi, co dumnie kroczą w kamizelkach, wcale nie różnią się od dorosłych, którzy w komentarzach na Facebooku czy podczas sesji rady miejskiej uwielbiają przyklejać innym etykiety. Niby w imię „misji”, niby dla wspólnego dobra, a w rzeczywistości — dla taniej satysfakcji, dla poczucia, że się kogoś „ustawiło”.
Psychologowie powiedzą, że to kwestia niedojrzałości, braku rozwiniętego płata czołowego, impulsywności nastolatków. Ale czy dorośli są naprawdę tacy inni? Znamy przykłady radnych, działaczy, a nawet zwykłych sąsiadów, którzy czerpią dumę z tego, że potrafią zgnoić kogoś na forum publicznym. Młodzi tylko powielają wzorce, które widzą na co dzień.
Ostracyzm był zawsze. Kiedyś szeptano za plecami, obgadywano przy stole, wskazywano palcem na ulicy. Dziś jest szybciej, głośniej i boleśniej — bo wystarczy kliknąć „opublikuj” i ofiara staje przed trybunałem całej sieci. Media nie stworzyły problemu, tylko go uwypukliły. To, co dawniej działo się po cichu, teraz świeci się w ekranach tysięcy telefonów.
A my, dorośli, zamiast zastanowić się nad własnym udziałem w tej zabawie, wolimy krzyczeć: „To wina dzieci, to oni nie mają wychowania!”. Tylko że to nasze wychowanie. Nasza lekcja, której sami nie odrobiliśmy.
I na koniec: nie ma mediów idealnych, tak jak nie ma odbiorców idealnych. Każdy kanał wzmacnia inne emocje, inne zachowania. Ale to, czy damy przyzwolenie na społeczne lincze pod przykrywką „misji”, zależy nie od dzieci w kamizelkach, tylko od nas samych. Słowo „SZON” pochodzi od kurwiSZON.