Szpital w Trzebnicy od dziesięcioleci jest symbolem medycznej odwagi i postępu. To tutaj, jeszcze w czasach PRL, zaczęto pionierskie transplantacje kończyn, które do dziś stanowią znak rozpoznawczy placówki. Najnowszy certyfikat na przeszczepy kończyn górnych od zmarłych dawców potwierdza, że oddział transplantacyjny wciąż należy do światowej czołówki. To powód do dumy – zarówno dla lekarzy, jak i całego regionu.
Jednak równolegle z tym sukcesem wybrzmiewają głosy mieszkańców, którzy codziennie mierzą się z zupełnie inną rzeczywistością. Opinie pacjentów pokazują przepaść pomiędzy szpitalem „wizytówką”, a szpitalem „dla ludzi”.
Pacjenci opisują wielogodzinne oczekiwanie na korytarzach – jak kobieta, która z urazem palca spędziła pięć godzin bez pomocy. Rodzice narzekają na brak chirurgii dziecięcej, co zmusza ich do wyjazdów do Wrocławia nawet w nagłych przypadkach. Pojawiają się świadectwa złego traktowania kobiet w ciąży, nieprzyjemnych sytuacji z lekarzami dyżurnymi, a także relacje o chłodzie i rutynie, która zastąpiła empatię.
„Szpital spadł na psy” – napisała jedna z mieszkanek. „Traktują gorzej niż zwierzęta” – dodała inna. Obok dramatycznych słów pojawiają się i głosy pozytywne, wskazujące na profesjonalizm chirurgów i serdeczność części pielęgniarek. To jednak pokazuje, że Trzebnica ma dwie twarze – sukcesy transplantologii i problemy codziennej opieki.
PR kontra rzeczywistość
Ostatnie dni boleśnie pokazały, że oficjalny PR nie wytrzymuje zderzenia z głosem mieszkańców. Starosta powiatu, publikując na Facebooku entuzjastyczne wpisy o sukcesach szpitala, spotkała się natychmiast z falą komentarzy pełnych goryczy. Gdy obiecała przekazanie uwag pacjentów dyrekcji szpitala, usłyszała zarzut, że „przed wyborami zrobiłaby wszystko, a teraz nic, bo wybory dopiero za kilka lat”.
To mocny sygnał, że społeczność nie oczekuje urzędowych komentarzy w mediach społecznościowych, lecz realnych działań. Facebook nie jest miejscem do załatwiania spraw pacjentów ani do składania urzędowych odpowiedzi – od tego są decyzje starosty, uchwały radnych i konsekwentne działanie.
Problem w tym, że tam, gdzie potrzebna jest empatia i rozmowa, zderzają się często wyreżyserowane komunikaty PR-owe. Efekt? W oczach mieszkańców rodzi się poczucie obojętności władzy, a sukcesy w transplantologii – zamiast cieszyć – stają się kontrastem wobec ich codziennych doświadczeń.
Wnioski społeczne
Historia trzebnickiego szpitala przypomina, że placówka to nie tylko prestiżowe operacje, ale przede wszystkim codzienna opieka nad mieszkańcami. To tam – na izbie przyjęć, w oddziałach wewnętrznych i dziecięcych – rodzi się prawdziwa ocena szpitala i władz powiatu.
Transplantacje są wizytówką. Ale o zaufaniu społeczności decyduje codzienność, w której pacjent nie powinien czuć się samotny, przemęczony lekarz nie powinien być obojętny, a starosta nie powinna chować się za ekranem Facebooka.
Autor: Rafał Chwaliński