Nasza strona internetowa używa plików cookie, aby ulepszyć i spersonalizować Twoje doświadczenia oraz wyświetlać reklamy (jeśli takie istnieją). Nasza strona internetowa może również zawierać pliki cookie od stron trzecich, takich jak Google Adsense, Google Analytics, Youtube. Korzystając ze strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności. Kliknij przycisk, aby sprawdzić naszą Politykę prywatności.

Player z reklamą – Radio DTR

Dogmat nie zastąpi wiedzy

Dogmat to nie wiedza

Matematyka jest prosta. To znaczy niełatwa, ale prosta w swoim założeniu – dwa plus dwa daje cztery, niezależnie od tego, czy liczy to dziecko w Katowicach, mułła w Teheranie czy ateista w Sztokholmie. Wynik jest zawsze ten sam. Niezależnie od języka, rasy, religii czy płci. Matematyka nie potrzebuje wiary – wystarczy logika.

Religia zaś działa odwrotnie. Zamiast wyniku daje dogmat. Dogmat, który nie podlega dyskusji, nie przechodzi testu falsyfikacji, nie daje się zapisać w równaniu. Ma być przyjęty, bo tak. Bo tradycja, bo księga, bo autorytet. I nie ma znaczenia, że obok sąsiedniej granicy ktoś inny w równie święty sposób wyznaje kompletnie sprzeczne prawdy.

To dlatego religia nigdy nie będzie dla wszystkich. Bo wszyscy możemy zgodzić się co do działania Pitagorasa czy prawa grawitacji, ale nie wszyscy uznamy, że Jezus jest królem powiatu, Mahomet ostatnim prorokiem, a Budda oświeconym nauczycielem. To są wybory światopoglądowe, a nie wiedza.

Reklama

Dogmat jako polityczne narzędzie

Problem zaczyna się wtedy, gdy dogmat próbuje zająć miejsce wiedzy w życiu publicznym. Gdy rada powiatu uchwala, że Jezus jest królem, albo gdy sesję otwiera modlitwa, a nie porządek obrad. To tak, jakby głosowano, że Ziemia jest płaska – absurdalne, ale z równie mocnym przekonaniem można to przegłosować, jeśli większość radnych tak zechce.

W tym momencie władza publiczna zdradza neutralność, która jest jej jedynym gwarantem równowagi społecznej. Państwo nie jest od tego, by rozdawać certyfikaty na prawdy wiary. Państwo jest od tego, by dbać, żeby obywatel miał drogę, szkołę, wodę w kranie i prawo do tego, by wierzyć albo nie wierzyć.

Wiara – prywatna, nie urzędowa

Nie mam nic przeciwko wierze. Niech każdy modli się, do kogo chce, i jak chce. Ale wiara staje się problemem, gdy próbuje być matematycznym wzorem – obowiązującym wszystkich i niepodlegającym dyskusji. Bo wtedy nie mówimy już o wolności, ale o przymusie.

Religia nie jest dla wszystkich i nigdy nie będzie, bo nie jest wiedzą, lecz interpretacją świata. I właśnie dlatego nie może być narzucana przez radnych, burmistrzów czy parlament. Niech pozostanie tym, czym powinna być – prywatnym wyborem człowieka i wspólnoty, a nie narzędziem urzędowej legitymizacji.

Tolerancja zamiast dyktatu

Świeckie państwo nie jest wrogiem religii. Wręcz przeciwnie – to świeckość gwarantuje, że nikt nie będzie zmuszony do przyjęcia dogmatu, który nie jest jego. Że katolik, muzułmanin, ateista i wyznawca teorii kosmicznej energii mogą usiąść przy jednym stole i decydować o wspólnych sprawach.

Bo tylko wiedza – wspólna i sprawdzalna – łączy wszystkich. Dogmaty zawsze dzielą. W tym sensie tolerancja polega nie na narzucaniu swojej prawdy innym, lecz na świadomości, że nie ma jednej prawdy dla wszystkich.

I właśnie tu kryje się mądrość: dogmat nie zastąpi wiedzy, a wiara – choć ważna – nigdy nie powinna stać się politycznym równaniem, którego wynik narzuca się innym.

Autor: Rafał Chwaliński

By Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane