Nasza strona internetowa używa plików cookie, aby ulepszyć i spersonalizować Twoje doświadczenia oraz wyświetlać reklamy (jeśli takie istnieją). Nasza strona internetowa może również zawierać pliki cookie od stron trzecich, takich jak Google Adsense, Google Analytics, Youtube. Korzystając ze strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności. Kliknij przycisk, aby sprawdzić naszą Politykę prywatności.

Player z reklamą – Radio DTR

Warcholstwo – stara choroba w nowym wydaniu

Warcholstwo

Kiedyś warchoł kojarzył się z szlachcicem, który zamiast myśleć o wspólnym dobru, wrzeszczał na sejmiku, blokował uchwały i tłukł się szablą w karczmie. Dziś, warcholstwo nosi garnitury, siedzi w ławach sejmowych, przewija się w komentarzach internetowych i potrafi zatruć każdą rozmowę sąsiedzką.

Wspólny mianownik? Ego. Chęć pokazania, że „ja mam rację”, nawet jeśli w efekcie wszyscy toną w błocie.


Polityczne wydanie warcholstwa

W Sejmie – warcholstwo to krzyk zamiast rozmowy, obrażanie zamiast argumentu. Poseł wstaje, wali pięścią w pulpit, rzuca hasło o zdradzie, o „tamtych” i wychodzi zadowolony. Kamery złapały, wyborcy zobaczą. Państwo? Demokracja? Nieważne. Liczy się „show”.

Reklama

Najgorsze jest to, że ten styl przesiąka w dół. Do samorządów, do gminnych rad, a nawet na zebrania wspólnot mieszkaniowych. Tam też pojawia się warchoł, który nie rozmawia, tylko dominuje.


Społeczne wydanie warcholstwa

Warcholstwo to także codzienność. Kierowca, który wyprzedza na trzeciego i jeszcze zatrąbi, bo „jemu się spieszy”. Klient w kolejce, który wykrzyczy kasjerce, że „za wolno pracuje”. Internauta, który zamiast rozmawiać – wyzywa.

Czyli wszędzie tam, gdzie znika wspólnota, a pojawia się „moja racja jest najważniejsza”.


Warcholstwo jako styl bycia

Problem polega na tym, że warcholstwo stało się modne. Agresja sprzedaje się w telewizji. Krzyk w mediach społecznościowych zbiera lajki. W polityce – daje popularność. A w życiu codziennym? Nagradzane jest tym, że inni wolą spuścić głowę, niż wdawać się w pyskówkę.


Felietonowa pointa

Może warcholstwo to nasza narodowa choroba – od szlacheckiego liberum veto po współczesne „nie, bo nie”. Ale warto pamiętać, że warchoł rośnie w siłę tylko wtedy, gdy milczymy. Gdy pozwalamy mu krzyczeć.

Paradoksalnie, lekarstwem na warcholstwo jest coś, co brzmi banalnie: cierpliwa rozmowa i konsekwencja. Brzmi nudno? Pewnie tak. Ale jak pokazuje historia – każde państwo, każda społeczność, w której rządzą warchoły, kończy w ruinie.

Autor: Rafał Chwaliński

By Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane