Nasza strona internetowa używa plików cookie, aby ulepszyć i spersonalizować Twoje doświadczenia oraz wyświetlać reklamy (jeśli takie istnieją). Nasza strona internetowa może również zawierać pliki cookie od stron trzecich, takich jak Google Adsense, Google Analytics, Youtube. Korzystając ze strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności. Kliknij przycisk, aby sprawdzić naszą Politykę prywatności.

Player z reklamą – Radio DTR

Kiedy afera zatacza koło

Horeca fakty zamiast bajek

Kiedy afera zatacza koło – KPO, HoReCa i cudowne „odkrycie” sprawców

Polska scena polityczna ma jedną cechę, która powinna być wpisana do konstytucji: każda afera musi mieć swojego wroga publicznego numer jeden, najlepiej z innej partii. A jeśli winnych nie widać? To się ich znajdzie – a nuż opinia publiczna nie zauważy różnicy.

Img 6998
Portal X

Tak było w przypadku rozdysponowania środków z KPO w ramach programu HoReCa. Gdy tylko wyszło na jaw, że unijne pieniądze trafiły na jachty, sauny czy domki na wodzie – Konfederacja z miejsca wycelowała palec oskarżenia w stronę rządu Donalda Tuska. Narracja była prosta: „To ich wina, to oni źle rozdali pieniądze”.

Reklama

Tyle że… fakty okazały się uparte.

Z dokumentów i wypowiedzi, m.in. przewodniczącego Komisji Rewizyjnej Sejmiku Podkarpackiego Krzysztofa Kłaka, wynika, że kluczową rolę w przydzielaniu środków w regionach takich jak Podkarpacie czy Małopolska odgrywały agencje podległe… lokalnym władzom z PiS. Mało tego – w gronie osób odpowiedzialnych za nadzór i decyzje znaleźli się wieloletni współpracownicy i zaufani ludzi tej partii.

Img 6999
Portal X

Co więcej, historia zaczyna przypominać tragikomedię: jeden z beneficjentów programu, radny PiS z Ostrowi Mazowieckiej, miał sam promować i pisać wnioski „jachtowe” dla HoReCa. Do tego mąż byłej premier, Edward Szydło, jako zastępca przewodniczącego w Komisji Oceny Przedsięwzięć oceniał podobne projekty w regionach kontrolowanych przez PiS.

I tu pojawia się pytanie: czy to naprawdę jest „afera Tuska”, jak chcieli niektórzy, czy raczej „strzał w stopę” ludzi, którzy przez lata mieli realny wpływ na rozdysponowanie funduszy?

Cała sytuacja pokazuje, jak w Polsce działa polityczny mechanizm odwracania uwagi. Wersja skrócona wygląda tak: gdy coś idzie nie tak, krzyczymy „to ich wina”, licząc, że nikt nie zajrzy głębiej. Problem w tym, że dziś dostęp do dokumentów i nagrań jest zbyt łatwy, a internet zbyt pamiętliwy, by takie zabiegi działały długo.

Nie znaczy to jednak, że obywatele mogą spać spokojnie. Jeśli środki, które miały odbudować polską gospodarkę po pandemii, wydawano na luksusowe zachcianki – to nie jest to problem jednej partii czy jednej kadencji. To sygnał, że wciąż brakuje systemowych zabezpieczeń przed marnotrawstwem publicznych pieniędzy.

Bo w gruncie rzeczy nie chodzi o to, czy pieniądze trafiły w ręce PiS, PO, PSL czy Konfederacji. Chodzi o to, że trafiły tam, gdzie nie powinny.

By Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane