Nie od dziś wiadomo, że w polityce szybciej sprzedaje się bajkę niż tabelkę w Excelu. Cynizm ubrany w proste hasło działa jak energetyk – błyskawicznie pobudza emocje. A uczciwa prawda? To jak gorzka kawa bez cukru – zdrowa, ale kto by to pił, skoro obok stoi kolorowa puszka pełna cukru i kofeiny.
Weźmy na warsztat pseudoaferę KPO. Wystarczyło wrzucić parę słów: „skandal”, „przekręt”, „kolesiostwo”, żeby połowa kraju już wiedziała, że ktoś nas „okrada na miliardy”. Prawda? Ta nudna, szara – że środki są, ale trzeba przejść procedury, że kontrole są konieczne, że dokumenty wymagają czasu – no błagam! Kto to przeczyta, kto tego wysłucha?
I oto mamy efekt: cyniczne kłamstwo rozchodzi się w sieci szybciej niż kot w memach. Ludzie w komentarzach gotują się z oburzenia, politycy rosną w sondażach, a prawda? No cóż, prawda przegrywa, bo nie ma w sobie błysku, tylko mozolną cierpliwość.
Analiza z sondażami
Widać to czarno na białym w badaniach opinii. Po pierwszej fali doniesień o rzekomych „przekrętach” przy KPO:
-
Konfederacja i część opozycji urosła o 2–3 punkty procentowe w sondażach – bo to one najmocniej podkręcały narrację o „skandalu”.
-
Koalicja rządząca odnotowała spadek – mimo że tłumaczyła, że środki z KPO nie są zagrożone. Ale kto słucha tłumaczeń, skoro w telewizji krzyczy się o „aferze”?
-
Największy zysk odnotowali politycy, którzy posługiwali się najostrzejszym językiem. To klasyczny dowód, że emocja sprzedaje się lepiej niż fakt.
I tu dochodzimy do sedna. W polityce nie wygrywa ten, kto ma rację, tylko ten, kto szybciej narzuci swoją wersję rzeczywistości. A pseudoafera KPO jest idealnym case study: uczciwość przegrywa, cynizm wygrywa.
Autor: Rafał Chwaliński