Nasza strona internetowa używa plików cookie, aby ulepszyć i spersonalizować Twoje doświadczenia oraz wyświetlać reklamy (jeśli takie istnieją). Nasza strona internetowa może również zawierać pliki cookie od stron trzecich, takich jak Google Adsense, Google Analytics, Youtube. Korzystając ze strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności. Kliknij przycisk, aby sprawdzić naszą Politykę prywatności.

Player z reklamą – Radio DTR

Cham za ladą, cham przed ladą

Kupił pan rower

Cham za ladą, cham przed ladą – kronika polskich starć sklepowych

Mówi się, że „klient nasz pan”. W polskich realiach bywa, że klient jest panem w sensie feudalnym – wydaje rozkazy, a sprzedawca, niczym chłop pańszczyźniany, musi je wykonać. Z kolei sprzedawcy często podchodzą do klienta jak do intruza, który śmie im przeszkadzać w życiu. Efekt? Cham na chama, a pośrodku – transakcja, która nigdy się nie wydarzy.


Scena pierwsza – „targuj się, bo możesz”

Do wypożyczalni rowerów wchodzi czwórka ludzi. Cena: 60 zł od osoby.
– Może pan coś spuści z ceny? – pyta jeden z klientów.
– My jesteśmy w Egipcie? – odpowiada właściciel. – Nie jestem Arabem, żeby się targować.
– Ale targować się trzeba! – upiera się klient.
– To pracodawca też się z panem targuje o pensję? – ripostuje właściciel.
– To co innego, bo to moja praca.
– No właśnie. A to moja.

Reklama

Rozmowa kończy się tekstem z gatunku „za te pieniądze to ja bym rower kupił”.
Kilka godzin później właściciel mija owego negocjatora idącego pieszo z lokalnej atrakcji turystycznej. Zatrzymuje się, opuszcza szybę i pyta:
– I co? Kupił pan rower?


Scena druga – „nie mam drobnych”

Klient podaje banknot. Sprzedawca:
– Nie mam drobnych, nie mam jak wydać.
Klient:
– A co mnie to obchodzi? Mam pieniądz, chcę zapłacić.

Pat. Sprzedawca twardo przy swoim, klient też. Nikt nie pomyśli, by zaproponować alternatywę, bo łatwiej zakończyć wymianę cichym „do widzenia” (w domyśle: „nigdy więcej tu nie przyjdę”).


Scena trzecia – „Duży Lotek bez logowania”

Klient wchodzi do sklepu, chce puścić kupon Lotto.
– Poproszę Dużego Lotka.
– Nie jestem jeszcze zalogowana – mówi pani za ladą tonem urzędniczki z PRL.
I koniec rozmowy. Zero: „proszę poczekać chwilkę”, zero: „już się loguję”. Klient wychodzi, a pani wraca do swoich zajęć.


Scena czwarta – riposta kasjera

W internecie krąży historia kasjera, który zirytowany klientem powiedział: „dupa jest od srania, a kasjer od obsługi”. Wulgaryzmy poleciały gęsto, sprawa skończyła się utratą pracy. Obie strony poczuły się wygrane, a tak naprawdę przegrały – bo chamstwo zawsze wygrywa tylko z chamstwem.


Dlaczego tak jest?

  • Klienci często uważają, że płacąc, kupują nie tylko produkt, ale i prawo do złego traktowania sprzedawcy.

  • Sprzedawcy niekiedy zapominają, że to, co dla nich rutyna, dla klienta jest nową sytuacją – i że od jakości tej interakcji zależy, czy klient wróci.

  • Obie strony coraz rzadziej próbują znaleźć wspólny język. Szybciej jest się obrazić.


Puenta z przymrużeniem oka

Można by życzyć sobie, żeby w polskich sklepach częściej dochodziło do scen, w których obie strony wychodzą z poczuciem, że były… po prostu ludźmi. Ale widząc, jak szybko przechodzimy od „dzień dobry” do „a idź pan…”, mam wrażenie, że dla wielu ta gra jest po prostu zbyt wciągająca.

A może to jest nasz narodowy sport? Tyle że zamiast boiska mamy ladę, zamiast piłki – paragon, a zamiast gola – ostatnią, złośliwą ripostę.

Autor: Rafał Chwaliński

By Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane