Nasza strona internetowa używa plików cookie, aby ulepszyć i spersonalizować Twoje doświadczenia oraz wyświetlać reklamy (jeśli takie istnieją). Nasza strona internetowa może również zawierać pliki cookie od stron trzecich, takich jak Google Adsense, Google Analytics, Youtube. Korzystając ze strony internetowej, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności. Kliknij przycisk, aby sprawdzić naszą Politykę prywatności.

Player z reklamą – Radio DTR

Trzy sprawy – jeden problem

sprawa budowlana i ten sam problem

Trzy sprawy – jeden problem. Kiedy urząd zapomina, że ma działać dla ludzi

W Obornikach Śląskich jak w soczewce widać, jak różna waga spraw – od wielkich inwestycji deweloperskich, przez wyburzanie historycznych budynków, aż po zwykły daszek na ganku – potrafi być rozpatrywana przez urząd i radnych w sposób zaskakująco podobny. Łączy je wspólny mianownik: nie prawo jako narzędzie służące obywatelom, lecz prawo jako bariera albo furtka – zależnie od tego, kto stoi po drugiej stronie urzędniczego biurka.

Duża sprawa – deweloper na terenie dawnego MIŚ-u

Tutaj wkracza specustawa mieszkaniowa, która rozwiązuje ręce inwestorowi. Tam, gdzie mieszkańcy obawiają się chaosu urbanistycznego i utraty ładu przestrzennego, samorząd przytakuje, zasłaniając się „przepisami”. Specustawa działa szybko, a głos mieszkańców tonie w papierach i formalnościach.

Średnia sprawa – ponad 100-letnia stodoła przy ul. Prusickiej

Tu mamy do czynienia z historią i pamięcią miejsca. Budynek, który jeszcze niedawno konserwator uznawał za warty ochrony, dziś ma być wyburzony, by zrobić miejsce pod nową zabudowę. Nie ma wpisu do rejestru, nie ma gminnej ewidencji – więc formalnie przeszkód nie ma. Ale gdzie tu troska o lokalne dziedzictwo? Gdzie świadomość, że przepisy mają chronić dobro wspólne, a nie jedynie ułatwiać inwestycje?

Mała sprawa – daszek na ganku

I na koniec codzienność mieszkańców. Zwykły obywatel, który chce postawić daszek, dobudować kawałek ganku albo wymienić okno, musi mierzyć się z urzędniczą machiną. Tu przepisy są twarde, wymagania szczegółowe, a każda literówka we wniosku bywa powodem do odmowy.

Jeden wspólny mianownik

Wielki deweloper dostaje zielone światło dzięki specustawie. Historyczny obiekt, choć wartościowy, ma ustąpić pod nowe budynki, bo „tak przewiduje plan”. Zwykły mieszkaniec walczy o drobiazgi i przegrywa z paragrafem.
Za każdą z tych spraw stoją burmistrz i radni – ci sami, którzy powinni być strażnikami ładu społecznego i obrońcami dobra mieszkańców. Tymczasem obraz, jaki się wyłania, pokazuje urząd działający nie dla ludzi, ale zależnie od tego, kto i z jakim portfelem puka do drzwi.

Prawo a sprawiedliwość społeczna

Prawo ma być dla ładu społecznego, dla uczciwego i równego traktowania. Urzędnik nie jest po to, by wybierać między inwestorem a mieszkańcem – ale by szukać rozwiązania, które w świetle prawa będzie dobre dla obywatela. W Obornikach Śląskich coraz częściej widać jednak coś odwrotnego: „dobro obywatela” przegrywa z „dobrem inwestycji”.

Autor: Rafał Chwaliński

By Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane